piątek, 28 grudnia 2018

Kadry września.

Witajcie.
Przyznam, że trochę zaniedbałam tutejsze wpisy:( Muszę się poprawić w tym temacie, ale w ostatnich miesiącach tyle się działo, że chętnie to zbiorę w całość i pokażę Wam w kolejnych kadrach. Przy okazji i ja będę miała cudowną pamiątkę, wspomnienia, do których będę wracała:) A działo się bardzo dużo, głównie podróżniczo ale i twórczo! Zapraszam Was zatem na kadry września , a jutro wstawię kadry października, przed Nowym Rokiem kadry listopada i grudnia:)

Zapraszam na bardzo długi wpis. Przygotujcie sobie coś do picia i rozsiądźcie się wygodnie:)
Będzie duużo słońca!


Wrzesień rozpoczęłam od zmiany sprzętu foto. Moja stara już i nieco wysłużona lustrzanka Minolta przestała sobie radzić i pomyślałam o zmianie . Już dawno chodziła mi po głowie firma Fujifilm. Bo produkują wysokiej klasy sprzęt, który zbiera same pozytywne opinie. I to co mnie najbardziej interesowało to bezlusterkowce z wymienną optyką, które są bardzo lekkie. Bo aparat zabieram z sobą wszędzie, na wyjazdy głównie. Jak sobie teraz pomyślę, że przez tyle lat dźwigałam Minoltę.... :D Ała! już mnie boli kark.


Zdecydowałam się na Fujifilm xt2, skorzystałam też z powakacyjnej promocji:)



U mnie wakacje dopiero się zaczęły:) Tym razem obraliśmy za kierunek : Sardynię!



Ale najpierw wrześniowa tapeta na pulpity:




Czas na włoskie wakacje!




Lądujemy w Olbii. Następnego dnia wypożyczamy karetę i w drogę:)



Sardynia jest przepiękna! Porośnięta zielenią, a tak krystalicznie czystej i turkusowej wody jeszcze nie widziałam! W Olbii wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy przed siebie. Bez planu, bez noclegu.... Plan był; )...zostajemy tam gdzie nam się spodoba:) Zdecydowaliśmy , że zwiedzimy najpierw wschodnie wybrzeże i kierowaliśmy się na dół w stronę Orosei.

Pierwszy przystanek: urokliwa mieścinka Posada:










W posadzie mieści się zabytkowa wieża widokowa, z której rozpościera się taki widok:



Niezwykle maleńkie, ciche miasteczko - takie jakie lubimy najbardziej:)
A plaże w pobliżu....bajka. Piaszczyste plaże, przezroczysta, cieplutka woda... marzenie! Zobaczcie jaki kolor!



Kolejne cudowne miejsce to mieścinka Santa Lucia. Brzmi pięknie i jest tam bardzo kameralnie!
Ogólnie celowo wybieraliśmy takie mieścinki. Nie lubimy tłumów i zbyt turystycznych miejsc, lubimy odkrywać perełki!
Wieczorkiem jeszcze spacer po miasteczku:


Właściciel tego sklepiku grał na gitarze. I tego wieczora poczułam pierwszy raz jak Włosi są serdecznym i wyluzowanym krajem:) Pan grający na gitarze podczas gdy Ty robisz zakupy na kolację:)


Nasz bungalow:


Jeszcze spacer po Santa Lucia:




i w drogę dalej:) najlepsza kawa!


Przystanek na kolejnej plaży:




Kierując się na południe dojechaliśmy do Orosei i zawróciliśmy. Teraz w planach mieliśmy północną część, ponoć najpiękniejszą. Chcieliśmy to sprawdzić.
Dojechaliśmy do Palau, a  za kilka minut byliśmy w Porto Rafael - przepięknym miejscu, położonym na wzgórzu. Kręte uliczki skrywające rezydencje z białego piaskowca ukryte za pieczołowicie przystrzyżonych żywopłotach. Pomyślałam sobie.. no pięknie tu ale nie na naszą kieszeń:(((( było tam bajkowo, czułam się jakbym przeniosła się do krainy Hobbitów. Architektura tego miejsca powalała z nóg... a jednocześnie zacisznie:)




Biała architektura i czerwona dachówka wspaniale komponowała się z błękitem. Czułam się trochę jak na Santorini, tylko na Santorini nie ma zieleni, a tutaj była!


I takie widoki z wzgórza:







Zmęczeni i nieco załamani zatrzymaliśmy się w pobliskiej kafejce. Chcieliśmy złapać net i poszukać czegoś na booking.com.


Mój ukochany śmiga na bookingu, szukał.... ja poszłam szukać wsparcia u Góry.

Obok kafejki była kapliczka...


Dokończyliśmy przepyszną kawę.



I wsiedliśmy do auta i za około 200 m po prawej stronie pokazał nam się napis: Affitasi - co znaczy do wynajęcia.
Od razu mieliśmy myśl, że koszty nas przerosną ale coś nas pchnęło aby zapytać. Tak jak się spodziewaliśmy min100 euro za noc. Podziękowaliśmy mówiąc że max możemy 70 euro i szukamy czegoś na około tydzień czasu. Byliśmy w pięknym miejscu, dodam że mieszkało tam ponad 20 kotów, a my kochamy koty! Było tam jak raju. I wiecie co? Rezydentka się zgodziła! I na dodatek zaproponowała nam najładniejszy domek z widokiem na pobliskie wyspy i Archipelag Maddaleny.
Nie wierzyłam własnym oczom!
Nasza casa:


W środku było bardzo przytulnie:))) i wszędzie były zawieszone obrazy:





Właścicielem posesji był artysta, który zmarł niedawno i to jego obrazy wisiały w naszej casie, kochał też koty. Wieczorem przejrzałam fotografie, które zrobiłam tego dnia nowym aparatem. I dotarło do mnie, że kapliczka była poświęcona Św. Ricie- patronce spraw beznadziejnych ...... wysłuchała mnie.....


Kolejny raz przekonałam się o tym, że modlitwa ma ogromną moc.

A taki mieliśmy widok z naszej casy:




I takich sąsiadów. Ludzkich sąsiadów nie mieliśmy , byliśmy jedynymi lokatorami:)





Wstawaliśmy na wschody słońca. Wtedy było najprzyjemniej, bo jeszcze było żeśkie powietrze.
No i zawsze towarzyszyły nam koty, czekały na nas od świtu pod drzwiami:







Ta kotka mruczała i zachowywała się jak moja Lunka... chodziła za mną krok w krok..



Widok o 6 rano:



Spacery po Porto Rafael:









A z Porto Rafael wsiadaliśmy w samochód i odwiedzaliśmy okoliczne plaże, wybraliśmy się też promem na Archipelag Maddaleny. Prom Agata..... przypadek? :)



Zjechaliśmy autem na nowy ląd i pojechaliśmy na plażę:








W ciągu kolejnych dni jeździliśmy sobie na okoliczne plaże:









W Palau jedliśmy najlepsze włoskie jedzenie! A to knajpka Il Porticciolo polecona przez Włocha! I bardzo kameralna, gdzie przychodzili sami Włosi, byliśmy tam nielicznymi turystami. Ceny bardzo przystępne, a jedzenie przepyszne! Byliśmy tam codziennie!



I klimat tego miejsca.... taki włoski... bez rezerwacji nie było szans na wolny stolik..




Nasz pobyt w porto Rafael dobiegł końca, spakowani pożegnaliśmy koty i kierowaliśmy się w stronę Olbii.


Ostatni rzut oka na przepiękne widoki. Za nami w dole Palau a po lewej stronie Archipelag Maddaleny.


I jadąc w kierunku Olbii zatrzymujemy się jeszcze w Porto Cervo na Costa Smeralda czyli na Szmaragdowym Wybrzeżu - w/g przewodników najpiękniejszym i najdroższym wybrzeżu Sardynii.
Najdroższym.... do się zgadza. Za jedną kawę zapłaciliśmy około 5 euro;) Ale kawa była pyszna, jak zresztą  na całej Sardynii:)



Dookoła czuć było snobizm i blichtr.... Spójrzcie na te piętrowe jachty....jeden ma lądowisko na śmigłowiec:


Wszędzie były drogie sklepy z najbardziej znanymi luksusowymi markami. Pod tymi sklepami stały taxi busy z otwartymi bagażnikami- gotowe na podwiezienie Klientów obładowanych zakupami.






Bez porównania woleliśmy nasze zaciszne Porto Rafael:)

Trochę dalej od centrum stał przepiękny zabytkowy Kościół Stella Maris.


Przechadzając się po Porto Cervo trafiłam na wystawę Salvadora Dali, niestety trwała siesta, a my nie mogliśmy czekać:( zostało zdj tylko tablicy informacyjnej. Znów sztuka odnalazła mnie na wyjeździe:) a ja w głowie miałam już pomysł na temat Pana Kalendarza 2019 ;)


Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy w kierunku Olbii zostawiając za sobą Porto Cervo.


Następnego dnia wsiedliśmy w samolot


i wylądowaliśmy w Turynie:



Ugościli nas nasza polsko-włoska para przyjaciół :Nina i Tommy :)



Mieszkały tam też dwa czarne kocury:



Odwiedziliśmy Muzeum Egipskie. Muzeum to zaraz po Kairze dysponuje największymi zbiorami.




Byłam pod wrażeniem ilości eksponatów i tego w jaki sposób są pokazane:


Jeśli będziecie w Turynie, polecam Wam odwiedzić to muzeum, warto!!! Tylko zarezerwujcie sobie dużo czasu, bo 3 godz. na zwiedzanie to minimum.




Po muzeum, mój Ukochany zabrał mnie na przystawki czyli włoskie aperitivo do ulubionego Signorvino:



I wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt, że Włosi nie mówią po angielsku....Przekonaliśmy się o tym głównie w Turynie:/ co było szokujące bo Signorvino mieściło się tuż przy jednej z głównych, turystycznych ulic, a zamawialiśmy przystawki na migi :( bo nikt nie rozumiał po ang, tylko italiano, italiano... Pomyślałam wtedy, że po powrocie muszę zapisać się na lekcje włoskiego;)




Kolejne dni upłynęły nam na zwiedzaniu Turynu:



Tradycyjnie wizyta w sklepie dla plastyków i małe zakupy:






Włoska pamiątka:) Kupiliśmy sobie Persole :)))




Nina i Tomy ugościli nas wspaniale. I karmili pysznym włoskim jedzeniem. To jeden z wieczorów, kiedy delektowaliśmy się pyszną kolacją:



Najostrzejsza papryczka na świecie (nie pamiętam nazwy), potarcie oka mogłoby się skończyć w szpitalu:/



Księżycowy kot wszystkiemu się przyglądał:))


Po kolacji stół zamieniał się w stół do bilarda i ping pong:


Ostatni dzień przed naszym powrotem do domu był bardzo ekscytujący. Zjedliśmy rano małe śniadanie aby po południu mieć miejsce na prawdziwą włoską ucztę. Wraz z Niną, Tommim pojechaliśmy do Murazzano do restauracji Trattoria da Lele .


Podróż Mini cabrio i rzeczywistość włosowa :D:



Cudna maleńka mieścinka pośród winnic i wzgórz, a w niej Trattoria da Lele KLIK 



Restauracja była wypełniona ludźmi po brzegi. Pyszne jedzenie, dużo i włosko! Towarzyszyli nam również siostra i rodzicie Tomiego. Zasmakowaliśmy prawdziwej włoskiej uczty!



Było tak miło i tak smacznie że zapomniałam zrobić zdjęcia...musicie uwierzyć mi na słowo!
Najedzeni... przejedzeni ;):



I następnego dnia byliśmy już w drodze do domu:



Wypoczęta z pięknymi wspomnieniami w głowie wróciłam do malowania:)


Suveniry:



Prace nad zamówieniami:





Spotkanie z Gusią, stęskniłam się! :



Kolejne zamówienia:






Wrześniowe wesele i moja sukienka:











W szkicowniku zakreślam pierwsze pomysły na Pan Kalendarz 2019:)) chcę aby tematem przewodnim była szuka!



Rozpoczynam pewną współpracę, o której nie mogę jeszcze nic powiedzieć, pracuję nad szkicami:


W między czasie przygotowuję październik na pulpity:




Relaksująca kąpiel:


Mój Ukochany jest motocyklistą, dlatego w sobotę odwiedzamy zlot motocyklistów na łódzkim Księżym Młynie:



Końcówka września jest przepiękna!


Ja upolowałam kilka staroci : łyżeczki i tacę - uwielbiam takie łupy!



I nadszedł październik, na którego migawki zapraszam Was jutro :)
Mam nadzieję, że miło spędziliście czytając migawki września:) i oglądając włoskie krajobrazy zrobiło się Wam nieco cieplej w ten ponury, grudniowy dzień:)
Do napisania jutro!

A.