środa, 11 marca 2015

Królowa Loniusia, Pugalek i Marcelek ;)

Jak tu nie kochać swojej pracy kiedy można malować takie urocze zwierzaki:D
Uwielbiam koty za ich charakter, poduszeczki na łapkach (zauważyliście, że poduszeczki na kociej łapce przypominają kształtem misia?), mruczenie i masę innych cech, które posiadają.
Te, które mają domy mają iście królewskie życie! Nie raz się o tym przekonałam ;)
Za każdym razem kiedy otrzymuję zapytanie dotyczące namalowania ilustracji przedstawiającej ukochanego kocurka czytam niezwykle ciepłe opisy zwierzaków, oglądam ich zdjęcia (przeważnie w pozycjach leżących ;)) , chłonę te fotografie, delektuję się słowami, które tak czule opowiadają o mruczkach...
Jakie to słowa?
np takie:

Pani Agato, pozwolę sobie opisać moje trzy potwory? :)
Loniusia - Koteczka od której wszystko się zaczęło. Znaleziona na Jagiellońskiej w śmietniku, prosiła o pomoc. Ona wybrała nas. Zapakowała się do koszyka, a w domu z podniesionym ogonkiem oznajmiła - że to jej domek :) Loniusia jest cudowna, wspaniała i bardzo mądra, ale uważa, że jest człowiekiem :) Nie bardzo lubi inne koty, choć toleruje te, które są u nas w domu. Od niej zaczęły się liczne tymczasowe koty, ona też wychowała Marcelka, który pojawił się pół roku później. Loniusia to królewna, księżniczka i caryca. Wygrywała wystawy kocie (choć nie jest rasowa), doszło do tego, że jak Loniusia pojawiała się na wystawach to pojawiały się wzdechy "no tak, teraz to już nie wygramy" ;) Zawsze zgarniała puchary :)

Marcelek pojawił się chwile po Loni, żeby kotom było raźniej. Mój taki cycuś, odstawiony od mamusi najpóźniej z całego rodzeństwa, rodowodowy Neva.... Jeden z ładniejszych kocurów, choć ma za krótki ogonek i mały rozumek. Misio taki, słodziak i nieśmiałek. Głaskany zamienia się w płaszczkę na dywanie, niesamowita gaduła i pokraka :) Uwielbiam z nim rozmawiać, zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia.

Po Marcelku było około 50 kotów tymczasowych - znalezionych na śmietnikach, w kanałach, pod kołami, wypadniętych z balkonu.... Wszystkie po kolei leczone, stawiane na łapki i oddawane do nowych domów. Ale cięgle kogoś nam brakowało. Wtedy zakiełkował pomysł - a może braciszek dla Marcelka? I to był strzał w dziesiątkę. Pojawił się Pugal.

Pugal to też Nevka - rudzielec (tak tak, te rude maleństwa na uszkach i ogonku świadczą o jego rudości :)). Pugal był nasz zanim pojawił się na świecie - urodził się w hodowli mojej koleżanki jako jedyny chłopiec w miocie i po 14 tygodniach trafił do nas. Wypłoszek, chudzina, pokraka, brzydal, łobuz, ciamajda, sierota do potęgi n. Ciapciak taki. Słodki jest niesamowicie, przychodzi przykleja się do kolan, opowiada o wszystkim co robi, ale zwykła skarpetka którą upuścimy przez przypadek może spowodować u niego palpitacje serca. Odważny to on jest, ale inaczej ;)
Pugal i Marcel stali się nierozłączni. Śpią, jedzą, bawią się - zawsze razem. Jeden idzie na balkon, to woła drugiego, a po chwili tarzają się po podłodze i wyrywają sobie piórka w zabawie.

Od razu powstał w mojej głowie obraz. Królowa Loniusia na jednej ilustracji i chłopaki na drugiej;)






Starałam się wpleść w ilustracje cechy charakterystyczne kocurków: umaszczenie, plamki, łatki....
A to wszystko na podstawie tych cudownych fotografii! :
Loniusia:


Marcelek:
Pugalek:


I jak się tutaj nie rozpłynąć;)?





Pozdrawiam Was ciepło!

2 komentarze:

  1. Za każdym razem zachwycam się sposobem w jaki nakładasz kolory... jak pięknie się one u Cibie rozpływają!

    OdpowiedzUsuń