Uwielbiam koty za ich charakter, poduszeczki na łapkach (zauważyliście, że poduszeczki na kociej łapce przypominają kształtem misia?), mruczenie i masę innych cech, które posiadają.
Te, które mają domy mają iście królewskie życie! Nie raz się o tym przekonałam ;)
Za każdym razem kiedy otrzymuję zapytanie dotyczące namalowania ilustracji przedstawiającej ukochanego kocurka czytam niezwykle ciepłe opisy zwierzaków, oglądam ich zdjęcia (przeważnie w pozycjach leżących ;)) , chłonę te fotografie, delektuję się słowami, które tak czule opowiadają o mruczkach...
Jakie to słowa?
np takie:
Pani Agato, pozwolę sobie opisać moje trzy potwory? :)
Loniusia
- Koteczka od której wszystko się zaczęło. Znaleziona na Jagiellońskiej
w śmietniku, prosiła o pomoc. Ona wybrała nas. Zapakowała się do
koszyka, a w domu z podniesionym ogonkiem oznajmiła - że to jej domek :)
Loniusia jest cudowna, wspaniała i bardzo mądra, ale uważa, że jest
człowiekiem :) Nie bardzo lubi inne koty, choć toleruje te, które są u
nas w domu. Od niej zaczęły się liczne tymczasowe koty, ona też
wychowała Marcelka, który pojawił się pół roku później. Loniusia to
królewna, księżniczka i caryca. Wygrywała wystawy kocie (choć nie jest
rasowa), doszło do tego, że jak Loniusia pojawiała się na wystawach to
pojawiały się wzdechy "no tak, teraz to już nie wygramy" ;) Zawsze
zgarniała puchary :)
Marcelek pojawił się
chwile po Loni, żeby kotom było raźniej. Mój taki cycuś, odstawiony od
mamusi najpóźniej z całego rodzeństwa, rodowodowy Neva.... Jeden z ładniejszych kocurów, choć ma za
krótki ogonek i mały rozumek. Misio taki, słodziak i nieśmiałek.
Głaskany zamienia się w płaszczkę na dywanie, niesamowita gaduła i
pokraka :) Uwielbiam z nim rozmawiać, zawsze ma coś ciekawego do
powiedzenia.
Po Marcelku było około 50 kotów
tymczasowych - znalezionych na śmietnikach, w kanałach, pod kołami,
wypadniętych z balkonu.... Wszystkie po kolei leczone, stawiane na łapki
i oddawane do nowych domów. Ale cięgle kogoś nam brakowało. Wtedy
zakiełkował pomysł - a może braciszek dla Marcelka? I to był strzał w
dziesiątkę. Pojawił się Pugal.
Pugal to też
Nevka - rudzielec (tak tak, te rude maleństwa na uszkach i ogonku
świadczą o jego rudości :)). Pugal był nasz zanim pojawił się na świecie
- urodził się w hodowli mojej koleżanki jako jedyny chłopiec w miocie i
po 14 tygodniach trafił do nas. Wypłoszek, chudzina, pokraka, brzydal,
łobuz, ciamajda, sierota do potęgi n. Ciapciak taki. Słodki jest
niesamowicie, przychodzi przykleja się do kolan, opowiada o wszystkim co
robi, ale zwykła skarpetka którą upuścimy przez przypadek może
spowodować u niego palpitacje serca. Odważny to on jest, ale inaczej ;)
Pugal
i Marcel stali się nierozłączni. Śpią, jedzą, bawią się - zawsze razem.
Jeden idzie na balkon, to woła drugiego, a po chwili tarzają się po
podłodze i wyrywają sobie piórka w zabawie.
Od razu powstał w mojej głowie obraz. Królowa Loniusia na jednej ilustracji i chłopaki na drugiej;)
Starałam się wpleść w ilustracje cechy charakterystyczne kocurków: umaszczenie, plamki, łatki....
A to wszystko na podstawie tych cudownych fotografii! :
Loniusia:
Marcelek:
Pugalek:
I jak się tutaj nie rozpłynąć;)?
Za każdym razem zachwycam się sposobem w jaki nakładasz kolory... jak pięknie się one u Cibie rozpływają!
OdpowiedzUsuńOj jak miło! :) dziękuję
Usuń